Co, jeżeli czekasz? Każdy z nas na coś czeka. Pytanie, czy właśnie to czekanie nas paraliżuje?
Nie wiem, na co Ty czekasz. Może na znak z góry? Może na poprawę sytuacji? A może na cudowne rozwiązanie problemu? Albo na dzień, gdy wstaniesz bez lęku i wreszcie zrobisz to, co odkładasz od tak dawna?
Wiesz co? Rozumiem to. Też tak miałem. Siedziałem, sparaliżowany, a w mojej głowie ciągle wybrzmiewało jeszcze nie teraz. Ale dzisiaj powiem Ci coś, co może być trudne do zaakceptowania, ale ważne:
Czekanie niczego nie zmienia. To, że czekasz, nie przyspiesza poprawy sytuacji. Ona się jedynie oddala.
Czekanie to takie pięknie opakowane przerażenie. A w środku? Bezruch. Stan stagnacji. I samotność, która z czasem przestaje być pocieszeniem, a staje się więzieniem.
Czekanie często nie jest świadomą decyzją, tylko ucieczką. Czasem nawet nie zauważasz, że to robisz, ale czekanie to wybór. A decyzja o nic nierobieniu, to też jest decyzją.
Psychologia zna kilka podstępnych mechanizmów, które mózg stosuje, gdy się boimy. Jednym z nich jest tzw. wyuczona bezradność. To stan, w którym po wielu niepowodzeniach podświadomie uznajesz, że dalsze próby są bezcelowe.
I wtedy pojawia się ta kusząca iluzja: Poczekam… Jeszcze nie pora… Może jutro…
Ale jutro?
Do tego dodaj strach przed oceną, brak poczucia kontroli i zmęczenie chronicznym napięciem. Mamy pełen zestaw.
Mechanizm obronny działa, jak zamek błyskawiczny zatrzaskuje Cię. Mózg lubi znane schematy. A stagnacja, paradoksalnie, jest znajoma. Bezpieczna. Nawet jeśli boli.
Dlatego możesz chodzić na terapię, brać leki, czytać książki i… stać w miejscu. Dlatego możesz wiedzieć, że warto coś zmienić, ale wciąż nie czuć się gotowym.
Ale wiesz co? Gotowość to mit.
W przypadku problemów natury psychicznej czekanie ma jeszcze inny, bardziej zgubny wymiar.
Jeśli zmagasz się z diagnozą – schizofrenii, depresji, choroby afektywnej dwubiegunowej to doskonale znasz ten stan zawieszenia, jakbyś stał w ciemnym korytarzu, pomiędzy drzwiami, które się nie otwierają, a Ty nie wiesz, w którą stronę pójść. Czekasz, aż objawy się uspokoją. Aż przyjdzie normalność, będzie lepszy dzień. Gdy leki zadziałają i że ktoś Ci pomoże. Aż wrócisz do pracy. Aż wrócisz do siebie i tak dalej.
Czasami leczenie staje się tylko kolejnym czekaniem, takim biernym, pasywnym. Tylko że w procesie zdrowienia nie chodzi o idealny moment, ale o ruch. Choćby minimalny. Bo stagnacja jest jak rdza i im dłużej stoisz, tym trudniej ruszyć.
Z mózgiem nie wygrasz. Ale możesz nauczyć się z nim współpracować.
Z perspektywy neurobiologii, wszystko zaczyna się od aktywacji. Ruch pobudza mózg. Dosłownie.
Każda decyzja: „wstanę”, „zaparzę herbatę”, „zadzwonię do kogoś” – aktywuje układ nagrody. To nie coachingowe frazesy. To biochemiczny proces. Zaczynasz tworzyć nowe połączenia neuronalne. Budujesz swoją mapę sprawczości. I z każdym dniem rośnie Twoja pewność, że potrafisz! Nie chodzi o to, by robić rzeczy wielkie. Chodzi o to, by robić cokolwiek.