Jesteś odpowiedzialny?

Jesteś za siebie odpowiedzialny!

Jesteś za siebie odpowiedzialny!? Wiesz? Czasem najtrudniejsze pytania to nie te, które słyszysz od innych. To te, które pojawiają się gdzieś głęboko, w tej cichej, niewygodnej przestrzeni, gdzie nie ma miejsca na pozory. Jedno z nich brzmi tak:

„Czy naprawdę jestem za siebie odpowiedzialny, nawet jeśli jestem chory psychicznie?”

Brzmi brutalnie? Może. A może właśnie prawdziwie. Takie pytania potrafią zastanowić. Ale one nie znikają szybko… Tkwią gdzieś pod skórą. I myślę, że jeśli już tam są, to warto spróbować na nie odpowiedzieć.

Dziś chcę Ci opowiedzieć o odpowiedzialności. Ale nie tej podręcznikowej, moralizatorskiej wersji, gdzie ktoś stuka palcem w stół i mówi: „No weź się w garść!”. Nie. To będzie coś innego. Coś bliższego rzeczywistości. Bliższego bólu. Bliższego wyborom, które czasem są tak drobne, że aż niewidoczne – a jednak mogą wszystko zmienić.

Na początek: co to właściwie znaczy „być odpowiedzialnym”?

Niby proste pytanie, prawda? A jednak… im dłużej się nad tym zastanawiasz, tym bardziej się rozmywa.

Czy to znaczy stawać w prawdzie?

Brać konsekwencje za własne działania?

Być niezależnym? Samodzielnym?

A może… to coś mniej oczywistego – gotowość, by w ogóle być obecnym w swoim życiu. Nawet jeśli to życie czasem wygląda jak pobojowisko.

I tutaj robi się ciekawie. Bo jeśli do tego równania dodamy chorobę psychiczną na przykład schizofrenię, to sprawy się komplikują. Czasem bardzo. Jak być odpowiedzialnym, kiedy głosy w głowie mówią Ci, że jesteś Mesjaszem? Albo kiedy Twoja rzeczywistość rozlatuje się jak domek z kart?

Odpowiedzialność to nie perfekcja!

To ważne. Bo łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że odpowiedzialność to coś wielkiego, czystego i imponującego. Jakby trzeba było być bohaterem, żeby zasłużyć na to słowo.

A prawda jest inna.

Odpowiedzialność, ta prawdziwa, to raczej małe decyzje podejmowane codziennie. Nawet jeśli jesteś zmęczony. Albo zagubiony. Albo przerażony. To nie wielkie deklaracje, tylko codzienne „tak” i „nie”, które kształtują kierunek.

Odpowiedzialność, czyli co?

Zacznijmy od tego, co najważniejsze: nie jesteś winny swojej chorobie.

To nie jest Twoja wina, że zachorowałeś. Serio. Geny, biologia mózgu, środowisko, los… to wszystko działało, zanim w ogóle miałeś szansę cokolwiek zrozumieć.

Ale i to jest kluczowe, że masz wpływ na to, co zrobisz teraz.

To jest właśnie odpowiedzialność. Nie kara. Nie pokuta. Tylko decyzja: „To moje życie. I choćbym nie miał siły, to ja je przeżyję tak, jak potrafię”.

Znasz to: „To wszystko przez nich…”?

Jasne, że znasz. Każdy z nas zna.

W momentach kryzysu łatwo wskazać winnych: rodzice, lekarze, system, świat. I czasem… to prawda. Może naprawdę ktoś Cię skrzywdził. Może zawiódł Cię świat, który miał wspierać.

Ale – i to nie będzie miłe – jeśli tylko na tym się skupisz, tracisz coś ważnego: wpływ. Sprawstwo. Własny głos.

Bo nie jesteś tylko tym, co Ci się przydarzyło. Jesteś też tym, co z tym zrobisz.

O micie słabości.

Wciąż pokutuje taki mit, że osoby chore psychicznie są „słabe”. Że odpowiedzialność mają tylko ci „ogarnięci”, „stabilni”, „silni”.

Ale to bzdura. Naprawdę.

Siła nie polega na tym, że wszystko Ci wychodzi. Siła to szczerość wobec siebie. To gotowość, by próbować. Czasem drobnymi krokami, mając ogromne lęki. Ale iść dalej.

Co to znaczy być odpowiedzialnym w chorobie?

Spróbujmy konkretniej. Oto kilka obszarów, które – bez względu na diagnozę – mogą być Twoje. Tak po ludzku.

1. Odpowiedzialność za leczenie:

Nie musisz być ekspertem od psychofarmakologii. Ale to Ty decydujesz, czy:

  • zapiszesz się do psychiatry,
  • zażywasz leki zgodnie z zaleceniami,
  • mówisz lekarzowi szczerze, jak się czujesz.

To wszystko są Twoje decyzje. Możesz mieć wsparcie – i warto je mieć – ale nikt nie może tego zrobić za Ciebie.

2. Odpowiedzialność za relacje:

Nie kontrolujesz wszystkiego. Ale masz wpływ na to, czy:

  • mówisz, czego potrzebujesz,
  • uczysz się stawiać granice,
  • przepraszasz, kiedy trzeba,
  • chronisz siebie, kiedy ktoś Cię rani.

To trudne. Bardzo. Ale to właśnie Twoja część tej układanki.

3. Odpowiedzialność za reakcje:

Nie za emocje – te są, jakie są. Ale za to, co z nimi zrobisz.

Masz prawo czuć złość, panikę, pustkę. Ale to Ty decydujesz, czy krzyczysz, czy milkniesz, czy sięgasz po pomoc. To drobne różnice. Ale z czasem tworzą wielką zmianę.

A co, jeśli nie mam siły?

To też jest część tej historii. Odpowiedzialność to nie zawsze działanie. Czasem to przyznanie się: „Nie daję rady”. I poproszenie o pomoc.

To nie porażka. To odwaga.

Wiesz, kiedyś usłyszałem: „Dojrzałość to moment, kiedy wiesz, kiedy sam nie dasz rady – i mimo to nie rezygnujesz z siebie”. Coś w tym jest. Może nawet dużo.

Największy wróg? Ucieczka od siebie

Ludzie potrafią latami uciekać od siebie. W alkohol, rozproszenia, iluzje, cudze życie. W „nic się nie dzieje”.

Bo łatwiej jest nie czuć. Nie widzieć. Nie myśleć.

Ale prędzej czy później przychodzi ten moment… kiedy zostajesz z samym sobą. I czujesz, że to wszystko – życie, wybory, konsekwencje – to jednak Twoja sprawa.

I właśnie tam – w tym niekomfortowym miejscu – zaczyna się prawdziwa odpowiedzialność. W prostym „To moje życie. Może nieidealne. Może popękane. Ale moje”.

A co z otoczeniem?

Słuszne pytanie. Bo nie żyjemy w próżni.

System powinien działać. Bliscy powinni wspierać. Terapeuci powinni być dostępni. Tak. To wszystko prawda.

Ale odpowiedzialność otoczenia nie wyklucza Twojej. I odwrotnie.

To nie jest gra, w której ktoś musi przegrać. To raczej taniec. Niekiedy chaotyczny. Niekiedy piękny. Ale zawsze wymagający współpracy.

Jeśli czekasz, aż świat się zmieni, żebyś mógł zacząć żyć… możesz czekać długo. Ale jeśli zaczniesz tu, gdzie jesteś – może właśnie Ty zmienisz świat.

Przykład? Marek.

Marek miał 26 lat, kiedy usłyszał diagnozę: schizofrenia paranoidalna. Świat mu się zawalił. Rodzina – zawstydzona. Znajomi – zniknęli. Leki – otępiające.

Na początku się poddał. Leżał. Milczał. Zanikał.

Aż pewnego dnia… nie wiadomo czemu… poszedł do biblioteki. Wypożyczył książkę o psychoterapii. I to był ten moment. Jeden mały krok.

Potem drugi. Terapia. Grupa wsparcia. Nowe spojrzenie. Dziś mówi: „Nie jestem idealny. Ale to ja trzymam ster. I choć sztorm trwa – płynę”.

Wnioski? Zacznij tam, gdzie jesteś!

Nie potrzebujesz planu. Ani gwarancji.

Ale możesz zrobić dziś jedną rzecz, która będzie aktem odpowiedzialności:

  • umówić się do lekarza,
  • zadzwonić do przyjaciela,
  • usiąść na chwilę w ciszy,
  • zapisać jedno zdanie: „Jeszcze się nie poddaję”.

To wystarczy. Naprawdę.

Na koniec: jesteś za siebie odpowiedzialny, bo to Ty jesteś najważniejszy!

Nie system, przeszłość. Nie cudze opinie. Ty!

I dopóki oddychasz, masz prawo decydować. Może nie o wszystkim. Ale o czymś. Choćby o tym, czy dziś wstaniesz z łóżka. To też jest wybór. To też się liczy.

Bo życie nie składa się z wielkich momentów. Składa się z tysięcy małych decyzji. Czasem ledwie zauważalnych.

A odpowiedzialność… to po prostu Twoje światło. Nawet jeśli na razie tli się ledwo widocznie – jest. I jest Twoje.

Dziękuję, że przeczytałeś ten tekst. Jeśli coś w nim z Tobą zostało – może podziel się nim z kimś. A jeśli jesteś teraz w miejscu, gdzie nie wiesz, czy coś ma sens – pamiętaj: nie jesteś sam.

I nie musisz być idealny, żeby zacząć żyć. Wystarczy, że będziesz obecny. Na tyle, w jakim stopniu dziś potrafisz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top