Jak przetrwać gorsze etapy chorowania? Zaskakujące, jak często zapominamy o drobnych radościach.
Serio — potrafimy godzinami analizować nasze stany psychiczne, doszukiwać się przyczyn pogorszenia, zamartwiać się o przyszłość… a jednocześnie nie zauważamy, że słońce dzisiaj naprawdę przyjemnie świeci. Albo, że herbata miała idealną temperaturę. Albo, że ktoś się do nas uśmiechnął — i to nie z obowiązku, ale tak po prostu, z ciepła.
W chorobie psychicznej łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że nie warto się niczym cieszyć. Że to, co dobre, i tak zaraz minie. Że jeśli coś jest miłe, to na pewno tylko na chwilę. I ja to rozumiem. Naprawdę. Ale jednocześnie — i to mówię z ostrożnym optymizmem — to właśnie te małe rzeczy potrafią trzymać nas przy życiu.
Jak przetrwać gorsze etapy chorowania?
Kiedy masz depresję, schizofrenię, zaburzenia lękowe czy cokolwiek innego, co drenuje cię od środka — twoja uwaga skupia się na cierpieniu. To naturalne. Umysł staje się jak radar wyłapujący zagrożenia, nieprzyjemności, odrzucenie. Małe przyjemności? One po prostu nie przebijają się przez ten hałas.
A przecież nie chodzi o to, żeby nagle zacząć skakać z radości na widok filiżanki kawy. To byłoby sztuczne. Czasem wystarczy zauważyć, że ona tam w ogóle stoi. Że pachnie. Że to, że możesz ją wypić, to wcale nie jest takie oczywiste. Dla kogoś innego to może być nic. Ale dla ciebie — dla mnie też, czasami — to może być jedyny moment dnia, w którym czuję coś innego niż ból.
Nie chodzi o „pozytywne myślenie”…
To ważne. Bo łatwo tu wpaść w pułapkę tzw. toksycznej pozytywności. Takiego „ciesz się życiem!”, „doceniaj każdy dzień!”, „masz tyle powodów do radości!”. Serio? Czy ktoś, kto właśnie przeżywa epizod psychotyczny, ma się „cieszyć życiem”? To brzmi nie tylko naiwnie, ale wręcz okrutnie.
Przykłady, które nie są oczywiste…
Mógłbym tu napisać listę: słońce, śpiew ptaków, dobra książka. Ale to byłoby zbyt proste. Bo czasem to, co naprawdę sprawia, że czuję się „trochę lepiej”, to:
- kiedy moja ulubiona poduszka ma chłodną stronę, a ja właśnie jej potrzebowałam;
- kiedy ktoś w sklepie spojrzy mi w oczy i powie „dziękuję” z prawdziwym uśmiechem, nie takim służbowym;
- kiedy mój kot (albo czyjś pies, albo ptak za oknem) zrobi coś kompletnie absurdalnego i przez chwilę się śmieję.
To są chwile, które nie zmieniają świata. Ale zmieniają mnie — choćby na sekundę.
To nie rozwiąże wszystkiego. Ale…
Niezauważanie drobiazgów nie leczy choroby psychicznej. Nie zastąpi terapii. Nie wyrwie cię z epizodu psychotycznego ani nie zlikwiduje lęku. Ale to może być coś w rodzaju miękkiego lądowania. Czegoś, co amortyzuje.
Bywa, że przez cały dzień nie dzieje się nic dobrego. Serio. Zero. Ale jeżeli przez 3 sekundy zauważyłem, że liście na drzewie poruszały się tak… uspokajająco? To może wystarczy, żeby jakoś przeżyć ten dzień. Bez dramatów. Bez rozpaczy. Po prostu — przeżyć.
Małe rzeczy są dostępne. Prawie zawsze.
Nie musisz mieć pieniędzy. Nie musisz mieć idealnego zdrowia. Nawet nie musisz mieć siły, żeby wyjść z domu. Czasem wystarczy spojrzeć na coś, co już jest w twoim otoczeniu, inaczej. Zauważyć kolor. Rytm. Fakturę. Może to brzmi banalnie — i w pewnym sensie jest. Ale w innym… to rodzaj praktyki. Ćwiczenia mięśnia, którego większość ludzi nie używa.
A ty — przez to, przez co przechodzisz — może masz szansę rozwijać tę umiejętność głębiej niż inni. Paradoksalnie.
Czy to naiwność?
Może. Przyznam, czasem mam wątpliwości. Bo przecież świat się wali. Choroba psychiczna to nie zabawa. To cierpienie, czasem samotność, czasem utrata kontroli nad sobą. Czy to nie naiwne, żeby mówić o „cieszeniu się z drobnostek”?
Ale jednocześnie — jeśli nie one, to co? Czy mamy czekać na cud? Na powrót do „normalności”, która może nigdy nie nadejdzie? A może, zamiast czekać, lepiej… po prostu zauważyć, że herbata naprawdę była dziś dobra. I że przez chwilę coś nas nie bolało. I że to też jest coś.
Nie mam dla Ciebie recepty. Nie wiem, co konkretnie u ciebie działa. Ale wiem jedno — warto spróbować zobaczyć to, co małe. Nawet jeśli dziś ci się nie chce. Nawet jeśli wszystko w tobie mówi: „to głupie, to bez sensu”.
Bo może — tylko może — właśnie tam, w tych drobiazgach, czai się coś, co trzyma cię przy życiu. A to nie jest mała sprawa.
Wiesz już, jak przetrwać gorsze etapy chorowania? Na co Ty zwracasz uwagę?