Co się stanie, jeśli nic nie zmienisz w chorobie? Zatrzymaj się na moment.
Serio. Pomyśl: co by było, gdyby absolutnie nic się nie zmieniło? Ani trochę? Ten sam dzień, ten sam sposób reagowania, te same myśli, które czasem Cię męczą bardziej niż choroba sama w sobie.
Wiem, że to nie jest najprzyjemniejsze pytanie. Ale chyba warto je sobie zadać. Bo choroba psychiczna… nie stoi w miejscu. Albo ty zrobisz pierwszy krok, albo ona zrobi go za ciebie. I zwykle nie w twoim kierunku.
„Ale ja nie mam siły…”, czyli, co na starcie?
Można by sądzić, że zmiana to coś spektakularnego. Że wstajesz pewnego ranka i czujesz się jak Rocky na szczycie schodów. Prawda? Nie. To raczej sapanie na pierwszym stopniu, w kapciach, z herbatą w ręce i pytaniem „po co mi to wszystko?”. I to jest w porządku.
Bycie chorym psychicznie, zwłaszcza na coś przewlekłego jak schizofrenia, to nie jest stan z podręcznika. To chaos. Raz się boisz, raz masz nadzieję, raz ci się nie chce nawet myć zębów. A potem znowu chcesz coś zmienić — i znowu wracasz pod koc.
To nie jest lenistwo. To nie jest brak motywacji. To… po prostu trudna rzeczywistość.
Co się właściwie dzieje, kiedy nic nie robisz?
Brutalna prawda? Choroba nie jest neutralna. Jeśli jej nie ruszysz, to nic się nie zmieni. Choroba, zacznie cicho i powoli drążyć skałę.
Oto co może się dziać:
- Twoje objawy mogą się utrwalać. Nie dlatego, że tak musi być. Po prostu mózg kocha schematy.
- Możesz zacząć wierzyć, że „tak już musi być”. Że nic się nie da zrobić. A to najniebezpieczniejsze przekonanie.
- Relacje zaczynają się kruszyć. Ludzie przestają rozumieć, czemu znikasz, czemu nie odpisujesz. A ty nie masz już siły tłumaczyć.
- Samopoczucie psychiczne pogarsza się z czasem, nawet jeśli nie dzieje się nic „dramatycznego”.
- Twój świat się zawęża. Zostaje łóżko, telefon i ściana. I echo własnych myśli.
Nie chcę cię straszyć. Ale… trochę chcę cię obudzić.
A co, jeśli boisz się zmiany?
To normalne. Lęk przed zmianą to taki mechanizm obronny. Lepiej znać swoje piekło niż ryzykować nieznane niebo, prawda?
Ale — i to ważne — lęk nie musi zniknąć, zanim coś zmienisz. Czasem musisz działać z nim. Trochę tak, jakbyś trzymał go za rękę i mówił: „Dobra, boję się, ale chodź — pójdziemy razem”.
Poza tym… czy bycie w miejscu naprawdę jest mniej straszne?
Co daje nawet najmniejszy ruch?
Ruch to życie. Nawet jeśli powolne, nieskładne, niepewne.
Może się okazać, że:
- poczujesz odrobinę sprawczości — „to ja to zrobiłem”.
- przypomnisz sobie, że życie to nie tylko cierpienie.
- ktoś to zauważy — i zacznie cię wspierać.
- zaczniesz budować nową narrację o sobie — nie „jestem chory i bezradny”, ale „jestem w trakcie zmiany”.
I nie mówię tego, bo przeczytałem to w podręczniku. Mówię, bo widziałem. U innych, czasem też u siebie.
A jeśli wszystko pójdzie nie tak?
No cóż. Może pójść. To nie bajka. Zmiana czasem boli. Czasem się nie udaje. Czasem po kilku dniach wracasz do punktu wyjścia.
Ale wiesz co? To też jest część procesu. I nie oznacza, że zawiodłeś. Oznacza, że próbowałeś.
Nie chodzi o to, by wygrać od razu. Chodzi o to, by nie przestać grać.
Co możesz zrobić dziś?
Nie musisz planować roku do przodu. Nie musisz znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Ale może…
- napiszesz wiadomość do znajomego, z którym dawno nie gadałeś?
- wstaniesz 10 minut wcześniej, by zjeść śniadanie?
- zadzwonisz do psychiatry i zapytasz o najbliższy termin?
- weźmiesz kąpiel nie po to, żeby „musieć”, tylko żeby poczuć coś miłego?
Cokolwiek to będzie — jeśli ty tego chcesz — będzie ważne.
I jeszcze jedno: jesteś wart tej zmiany!
Nie dlatego, że jesteś idealny. Nie dlatego, że masz potencjał. Po prostu dlatego, że jesteś człowiekiem. A człowiek zasługuje na lepsze życie. Nawet jeśli nie od razu wie, jak się za nie zabrać.
Nie jesteś sam. I nie jesteś skazany na wieczne „nic się nie zmienia”.
Czasem trzeba tylko — wiesz — delikatnie poruszyć palcem.
Co się stanie, jeśli nic nie zmienisz w chorobie?