Jak uzyskać lepsze funkcjonowanie?

Jak uzyskać spokój umysłu w schizofrenii?

Spokój umysłu? A co to w ogóle znaczy? Jak uzyskać spokój umysłu w schizofrenii? Wiesz co? „Spokój umysłu” brzmi jak coś z reklamy spa albo jogi o zachodzie słońca. Ale kiedy zmagasz się ze schizofrenią… ten frazes może brzmieć jak kiepski żart. Bo jak tu mówić o spokoju, kiedy głosy nie milkną, rzeczywistość się rozmywa, a własne myśli wydają się należeć do kogoś innego?

A jednak – ten spokój, jakkolwiek go zdefiniujesz – nie jest mitem. Nie oznacza idealnej ciszy w głowie. Nie musi znaczyć całkowitego braku objawów. To raczej taki stan, w którym nawet jeśli fale w głowie się burzą, to Ty nadal płyniesz. Nie toniesz. Masz świadomość, że to tylko fale. I w tym jest siła.

Schizofrenia od kuchni – czyli z czym to się je?

Z zewnątrz to może wyglądać… dziwnie. Osoba mówi do siebie, reaguje na coś, czego nikt inny nie widzi. Może wydawać się nieobecna. Albo wręcz przeciwnie – podejrzliwa, nerwowa, spięta. Ale to tylko czubek góry lodowej.

Od środka schizofrenia często przypomina złamane lustro. Obrazy świata się rozszczepiają. Głosy komentują każdy krok. Myśli plączą się jak słuchawki w kieszeni. Tracisz pewność, co jest prawdą, a co nie. A najgorsze? Czujesz, że nikt tego nie rozumie.

Wyobraź sobie, że budzisz się rano, a wszystko wydaje się… inne. Dziwnie znajome, a jednocześnie obce. Jakby świat był tylko scenografią. A Ty – głównym aktorem w sztuce, której scenariusz ktoś pisze na bieżąco. Brzmi jak science fiction? A to tylko poniedziałek rano dla kogoś z doświadczeniem psychozy.

I choć medycyna próbuje to wszystko ująć w definicje – objawy pozytywne, negatywne, dezorganizacja myślenia – to żaden podręcznik nie odda w pełni, jak to jest, kiedy sam sobie przestajesz ufać.

Spokój nie znaczy brak objawów – i to jest OK

To może brzmieć kontrowersyjnie, ale warto to powiedzieć głośno: spokój nie zawsze oznacza, że wszystko zniknęło. Można mieć głosy – i żyć. Można mieć lęki – i funkcjonować. Spokój to nie zawsze „zero objawów”. Czasem to po prostu… zdolność oddychania mimo wszystko.

To trochę jak z pogodą. Nie kontrolujesz, czy będzie padać. Ale możesz nauczyć się nosić ze sobą parasol. Albo nawet – tańczyć w tym deszczu, nie przejmując się, że zmokniesz. Akceptacja? Tak. Ale nie w sensie biernego pogodzenia się z losem. Raczej aktywnej decyzji: to się dzieje – i ja nadal jestem.

Jakie są narzędzia, które pomagają wracać do siebie?

Dobra, czas na konkrety. Co może pomóc, gdy mózg wariuje, a Ty próbujesz znaleźć punkt zaczepienia?

Psychoterapia

Nie każda i nie zawsze. Ale są podejścia, które naprawdę robią różnicę. Terapia poznawczo-behawioralna dla psychoz (CBTp), ACT (terapia akceptacji i zaangażowania) – nie próbują „naprawić” Ciebie. Raczej pomagają spojrzeć na swoje doświadczenia z innej perspektywy. Takiej, w której to Ty decydujesz, co jest ważne. Nie głosy. Nie lęk. Ty.

Leki

Temat-rzeka. Jasne, są skutki uboczne. Czasem poważne. I nie – nie zawsze wszystko działa od razu. Ale prawda jest taka, że dla wielu osób to właśnie leki są tym, co daje przestrzeń na terapię, relacje, życie. Nie chodzi o to, żeby je gloryfikować. Ale też nie demonizujmy. Czasem to po prostu… narzędzie. Takie jak okulary dla osoby z wadą wzroku.

Codzienne rytuały

Sen. Regularne posiłki. Trochę ruchu. To brzmi jak rady z poradnika wellness, ale serio – mózg działa lepiej, kiedy traktujesz go dobrze. Brak snu? Może wywołać objawy u każdego. A przy schizofrenii to wręcz zaproszenie dla chaosu.

Uważność i medytacja

Z zastrzeżeniem: nie każdemu służy siedzenie w ciszy z własnymi myślami. Uważność to nie tylko medytacja na poduszce. To może być też spacer bez telefonu. Obserwowanie oddechu, kiedy czujesz niepokój. Powtarzanie: to tylko myśli. To tylko głosy. To nie Ty. Ty jesteś kimś więcej.

Relacje i wsparcie ważny element?

Jedno z największych kłamstw, jakie podsuwa choroba? Że jesteś sam. Że nikt nie zrozumie. Że lepiej się wycofać, schować, zniknąć.

A prawda? Jesteśmy stworzeni do bycia w relacji. Nawet jeśli to trudne. Nawet jeśli nie zawsze wiesz, co powiedzieć. Czasem wystarczy jedna osoba – terapeuta, przyjaciel, brat, sąsiad – ktoś, kto po prostu jest. I nie patrzy na Ciebie jak na „schizofrenika”, tylko jak na człowieka.

Warto też rozważyć grupy wsparcia. Anonimowe, online, w fundacjach, przy poradniach. Czasem rozmowa z kimś, kto „wie, o co chodzi”, daje więcej niż dziesięć sesji terapeutycznych.

Pułapki „pozytywnego myślenia”!

Nie daj sobie wmówić, że spokój to uśmiech na twarzy 24/7 i afirmacje w lustrze. To nie działa – a czasem wręcz szkodzi. Bo jeśli czujesz lęk, a wszyscy wokół mówią: „musisz tylko myśleć pozytywnie”, to możesz poczuć się jeszcze gorzej. Jakbyś zawodził. A przecież emocje są OK. Nawet te trudne. Zwłaszcza te trudne.

A co jeśli spokoju… nie ma?

No właśnie. Bo są dni, kiedy wszystko się sypie. Głosy się nasilają. Nic nie ma sensu. Co wtedy?

Po pierwsze: oddychaj. Serio. Zrób pięć powolnych wdechów. Skup się tylko na tym. To głupie? Może. Ale działa. Czasem to wystarczy, żeby przetrwać minutę. A potem kolejną.

Po drugie: miej swój „plan awaryjny”. Lista rzeczy, które kiedyś pomagały. Kawa u mamy. Ciepły prysznic. Film, który zawsze rozśmiesza. Nie chodzi o to, żeby od razu „wyzdrowieć”. Tylko żeby przetrwać.

I po trzecie: jeśli jesteś na granicy – mów. Dzwoń. Pisz. Do terapeuty. Do telefonu zaufania. Do kogokolwiek. To nie wstyd. To odwaga.

Spokój jako droga!

Wiesz co? Może ten „spokój umysłu” nie jest jak nagroda na końcu gry. Może to bardziej styl życia. Sposób patrzenia na siebie z czułością, nawet gdy wszystko idzie pod górkę.

Może spokój to po prostu moment, kiedy mówisz do siebie: mam prawo być taki, jaki jestem. Z tym, co czuję. Z tym, co przeżywam. I nadal zasługuję na dobre życie…

Jak według Ciebie uzyskać spokój umysłu w schizofrenii??

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top