Jak dobrze znasz swoją chorobę?

Jak dobrze znasz swoją chorobę?

Jak dobrze znasz swoją chorobę? Zanim zagłębimy się w tę długą, momentami chaotyczną historię, pozwólcie, że coś wyjaśnię.

Większość ludzi myśli, że schizofrenia to pojedyncze doświadczenie, pojedyncza historia, pojedynczy wybuch szaleństwa. To nieprawda. Schizofrenia rozwija się raczej jak drobne zmiany w przebiegu choroby; pojawia się falami; są okresy ciszy, a potem coś wybucha…

Nie będę opisywał ani dramatyzował ekstremalnych scen, bo nie o to chodzi w tej chorobie. Chcę raczej zaprosić was do doświadczenia czegoś bardziej ludzkiego; do odkrycia poziomu zrozumienia, którego wielu ludziom brakuje. A robiąc to, pokażę wam, dlaczego zrozumienie choroby nie jest luksusem, ale czymś fundamentalnym. Wsparciem. Narzędziem. Czasami wręcz zbawieniem.

Jak dobrze znasz swoją chorobę?

Powiem Ci coś, może coś nietypowego. Możesz znać nazwę zaburzenia, listę objawów i tabele z podręczników psychiatrii, a mimo to nie znać siebie.

Możesz znać siebie tak dogłębnie, że szczegóły kliniczne znikają w tle, ponieważ wciąż odbierasz każdy, nawet najmniejszy sygnał. Jak kapitan, który rozpoznaje zmianę pogody po oddechu. To schizofrenia w praktyce. Nie teoria, nie definicja, ale relacja – zależność – między Tobą a Twoją neurobiologią. Złożona, czasem trudna, ale niekoniecznie wroga.

Wyczuwam napięcie u kogoś, kto potrafi odróżnić bicie własnego serca od bicia serca innej osoby. Nie wymaga to dramatu. Wymaga gotowości. Konfrontacji z własnymi osobliwościami – drobnymi, codziennymi, prawie niewidocznymi. Zrozumienie choroby nie zaczyna się od pytania: „Dlaczego ja?”. Zaczyna się od pytania: „Jak to na mnie wpływa?”. Skąd właściwie bierze się ta choroba?

Chcesz wiedzieć, jak mi poszło?

Czułem, jakby mój mózg funkcjonował jak przeglądarka z dwudziestoma otwartymi kartami, z których niektóre zamykały się same, a inne nagle zaczynały odtwarzać muzykę, której nie włączałem.

Nie mówię o halucynacjach, nie. Raczej o uczuciu, że mój mózg zmienia priorytety: wzmacnia niektóre rzeczy, filtruje inne, interpretuje inne zbyt dosłownie.

I wiesz co? To było kluczowe uświadomienie. Bo nagle przestałem myśleć:

Zapytałem siebie: „Jak działa mój system operacyjny i gdzie są ustawienia niestandardowe?”.

Dla mnie to kluczowe.

Czy nawroty można przewidzieć?

To sygnały. Drobne, ledwo dostrzegalne, dziwne, ulotne myśli, które kiedyś tak swobodnie unosiły się w powietrzu:

  • szczegół, który nagle staje się rażąco oczywisty;
  • napięcie – nie fizyczne, ale raczej między bodźcami;
  • trudności z przenoszeniem uwagi, dziwna bezwładność psychiczna;
  • lub przeciwnie: nadpobudliwość psychiczna, gonitwa skojarzeń.

Wiele osób wyobraża sobie schizofrenię jako dramatyczny wybuch. Ale prawdziwe życie z tą chorobą składa się z mikro-migawek. W miarę jak dowiadywałem się więcej o chorobie, zacząłem je uwieczniać. Na początku przypadkiem. Potem… celowo.

A fakt, że dostrzeżenie najdrobniejszych momentów pozwala reagować szybciej, łatwiej i inteligentniej. To jak nauka odczytywania własnej mentalnej pogody.

Najciekawszym i jednocześnie najbardziej niepokojącym aspektem schizofrenii jest sposób, w jaki Jak myśli mogą się nasilać. Nie chodzi o to, że nagle „dają głos” – nie dają. Chodzi o ich strukturę.

Wiesz, co zauważyłem przez lata?

Że schizofrenia nie występuje w izolacji. Stres, brak snu i przeciążenie sensoryczne mogą wpływać na codzienne życie bardziej niż sama choroba.

To trochę jak z układem odpornościowym – możesz mieć pewne predyspozycje, ale styl życia decyduje o tym, jak bardzo upośledzają one jego funkcjonowanie.

Kiedy jestem wypoczęty, mam uporządkowany plan dnia i nie przytłacza mnie chaos, mój umysł funkcjonuje jak dobrze zorganizowane centrum danych.

Ale kiedy chaos staje się zbyt duży, narastają zniekształcenia myśli, siła skojarzeń i obciążenie poznawcze.

Chcę się z Wami podzielić czymś, jako osoba chorująca na tę chorobę i wielokrotnie obserwowana przeze mnie reakcja osób dotkniętych tą chorobą.

Ludzie boją się tego, czego nie rozumieją. Schizofrenia to choroba, której doświadczenie trudno opisać w klasyczny sposób.

Strach często sprawia, że ​​osoby dotknięte chorobą unikają kontaktu. Sygnały ostrzegawcze i subtelne wskazówki są ignorowane – aż do momentu, gdy później staje się to znacznie trudniejsze. Dlatego zrozumienie schorzenia nie ogranicza się do samych objawów. Oznacza również lepsze poznanie siebie.

Nie chodzi o samo mówienie…

Chodzi o to, by znać siebie. Co jest ważne? 

  • Obserwacja, autorefleksja, robienie notatek i analiza bodźców, kontekstu i efektów.
  • Dziennik myśli: krótkie notatki na temat zmian w myśleniu i koncentracji;
  • Dziennik snu: zaskakująco główny czynnik;
  • Lista moich „mini-migawek”: swego rodzaju przegląd wewnętrznego nastroju;
  • Sztuczka „zatrzymania klatki”: robienie pauzy, gdy czuję zbyt dużą presję.

Nic z tego nie jest leczeniem, nic z tego nie jest metodą medyczną. To po prostu ścieżki do samopoznania.

A to, co mnie w nich naprawdę fascynuje, to:

  • Im lepiej znasz swoje metody,
  • tym mniej nagłych wstrząsów doświadczasz.
  • Im mniejsze niespodzianki, tym większy wewnętrzny spokój.

Czy leczenie zmienia człowieka?

Niektórzy ludzie ciągle zastanawiają się, czy leczenie „niszczy” osobowość. Szczerze? Nie. Zmienia dynamikę energii, intensywność reakcji i pewne ekscesy, które błędnie postrzegano jako „kreatywne”, gdy w rzeczywistości były oznaką przeciążenia.

Jako osoba, która żyje z tą chorobą i głęboko zaangażowała się w ten temat – poprzez czytanie, analizowanie i obserwację – mogę powiedzieć:

Rozwój osobisty nad chorobą nie kończy się na diagnozie.

Czasami to dopiero początek…

Ponieważ osoby, które potrzebują lepiej niż przeciętnie zrozumieć własną psychikę, rozwijają zmysł samoobserwacji, regulacji emocji, analizy kontekstu, zarządzania energią i refleksji. Nie są to zwykłe umiejętności. Należą do najważniejszych. Fakt, że powstały w wyniku trudności, w żaden sposób nie umniejsza ich wartości.

Oto lista, którą stworzyłem dla siebie – nie jako narzędzie terapeutyczne, ale jako próbę systematycznego zrozumienia własnego funkcjonowania:

  1. Jak zmienia się moje myślenie, gdy jestem przytłoczony?
  2. Jak reaguję na przeciążenie sensoryczne?
  3. Jakie wydarzenia lub sytuacje nasilają wpływ moich skojarzeń?
  4. Jak objawia się moje „przeciążenie poznawcze” – na poziomie fizycznym i emocjonalnym?
  5. Czy potrafię odróżnić interpretację emocjonalną od rzeczywistości?
  6. Jakie subtelne sygnały ostrzegawcze pojawiają się, zanim coś się zaostrzy?
  7. Co mnie uspokaja? Co daje mi wsparcie?
  8. Jak zmienia się mój sen i koncentracja wraz z postępem choroby?

Bo kiedy ktoś w pobliżu pyta: „Co mogę zrobić?”, wiesz, jak odpowiedzieć. Wiesz, czego potrzebujesz: ciszy, przestrzeni, jasności, mniej bałaganu, prostych słów.

Czasami wiedza o chorobie pozwala ci powiedzieć: „Chwileczkę. Moje myśli pędzą; muszę je uporządkować”.

Proste? Zdecydowanie.

A jednak dla wielu to rewolucja.

Czy warto rozmawiać o chorobie?

Tak, ale w sposób, który sam zdecydujesz.

Rozmowa nie jest już aktem odwagi, gdy staje się aktem samopoznania.

Mówisz tyle, ile chcesz. Tyle, ile czujesz się komfortowo. Tyle, ile czujesz, że możesz coś zmienić.

I to wystarczy!

Jedno bardzo ważne pytanie na koniec: Jak dobrze znasz siebie?

Schizofrenia nie jest przeciwnikiem.

Nie wrogiem. Nie kimś, kogo muszę pokonać.

To część mojej historii.

Nie całą historią – ale jej częścią.

Fragmentem. Niczym więcej i niczym mniej.

Im lepiej ją znam, tym mniej mnie ogranicza. Im lepiej ją rozumiem, tym mniej przestrzeni zajmuje.

Im bardziej świadomie ją obserwuję, tym mniej… To mnie zaskakuje.

Nie mogę lubić swojej choroby. Muszę ją po prostu znać – tak dobrze, jak kapitan zna swoje morze. Dla kogoś, kto zna swoje morze, nawet sztorm nie stanowi zagrożenia.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Scroll to top