Czy akceptujesz swoją chorobę psychiczną? Prędzej czy później, kiedy stoisz twarzą w twarz z diagnozą – schizofrenia, depresja, zaburzenia lękowe, cokolwiek – przychodzi moment, w którym trzeba zadać sobie pytanie: Czy ja w ogóle to akceptuję?
Ale co to właściwie znaczy – zaakceptować chorobę psychiczną? Przyjąć ją jak niechcianego gościa? Pogodzić się z tym, że życie nie będzie już takie jak dawniej? A może chodzi o coś zupełnie innego? Nie zdziwię się, jeśli w Twojej głowie pojawia się teraz opór. Może nawet złość. Bo przecież choroba psychiczna to nie jest coś, co się wybiera. To nie styl życia ani nowy hobby. To może być strach, wstyd, samotność. I ogromna niewiadoma.
Ale wiesz co? Akceptacja to nie jest kapitulacja.
To jest początek. I o tym właśnie dziś pogadamy – szczerze, bez lukru, ale z nadzieją.
Akceptacja to poddanie się chorobie?
Zacznijmy od tego najczęstszego nieporozumienia.
Kiedy ktoś mówi: „Musisz zaakceptować swoją chorobę”, wiele osób słyszy w tym: „Pogódź się z tym, że już zawsze będziesz chory. Przestań walczyć”.
Brzmi jak wyrok, prawda? Jakby ktoś gasił światło i mówił: „To już koniec”.
Ale akceptacja to nie jest rezygnacja z walki. Wręcz przeciwnie – to otwarcie oczu i zrobienie pierwszego świadomego kroku.
Nie po to, żeby się poddać, tylko żeby zacząć żyć na własnych zasadach.
Akceptacja to zgoda na to, co jest, nie na to, co będzie.
To uznanie faktu, że mam chorobę psychiczną. Tak, to zmienia moje życie. Ale nie definiuje mnie w całości.
To jak z pogodą. Możesz się wkurzać na deszcz, możesz udawać, że nie pada – ale dopiero jak założysz płaszcz, weźmiesz parasol i wyjdziesz z domu, możesz naprawdę iść dalej.
Nic mi nie jest… to jak mam coś akceptować?
Wiesz, co jest często silniejsze niż sama diagnoza?
Wyparcie i mówienie, że to pomyłka. Że to gorszy okres… Że to gorszy okres… i że wcale nie jesteś chory. To całkowicie ludzka reakcja. Psychika broni się jak może. Tworzy mur, żeby chronić to, co jeszcze zostało ze starego „ja”. Mur zbudowany z zaprzeczeń, racjonalizacji, ucieczek.
Ale problem z murami jest taki, że odgradzają nas nie tylko od lęku – ale też od siebie.
Od zrozumienia, od autentyczności. Od pomocy.
Co ciekawe, często to nie tylko osoba chora wypiera.
Rodzina też może udawać, że „nic się nie dzieje”. Bo łatwiej uwierzyć, że to tylko stres, że „przejdzie”, że „może wystarczy się wyspać”.
Tylko że choroba psychiczna to nie złamany paznokieć.
To coś, co przenika Twoje myśli, zachowania, emocje – i jeśli nie spojrzysz temu w oczy, może rozgościć się na dobre. W ciszy. W samotności. I w ukryciu.
Dlaczego tak bardzo boimy się diagnozy?
Powiedzmy to wprost: Słowo „schizofrenia” wciąż brzmi dla wielu jak wyrok.
Jakby z automatu oznaczało: niebezpieczny, dziwny, „odklejony od rzeczywistości”. To nie przypadek. To efekt lat medialnych przekłamań, filmów, w których osoby chore psychicznie to czarne charaktery. To efekt milczenia wokół tematu. I języka.
„On jest psycholem”.
„Ale z niej wariatka”.
„Coś z nim nie tak”.
Znasz to, prawda?
Taki język tworzy mur. Przekonanie, że jak już masz diagnozę, to jesteś kimś innym. Gorszym. Trudnym. Niechcianym.
Tymczasem diagnoza to tylko narzędzie. Pomaga nazwać to, co się dzieje. Znaleźć odpowiednie leczenie. Otworzyć drzwi do terapii, wsparcia, świadomości.
Ale tak – wymaga odwagi. Bo kiedy już usłyszysz nazwę swojej choroby, musisz jakoś to unieść. I to właśnie tu zaczyna się proces akceptacji.
Moment przełomu.
Nie ma jednego dnia, w którym budzisz się i mówisz: „Dobra, zaakceptowałem to. Lecimy dalej”.
To nie jest przycisk, który można kliknąć. To raczej proces – powolny, czasem bolesny, ale niesamowicie prawdziwy.
U jednych ten moment przychodzi po miesiącach terapii, po latach leczenia, po dziesiątkach rozmów z lekarzami, bliskimi, a czasem – zupełnie samotnie, w środku nocy, przy lustrze.
U innych – dopiero wtedy, kiedy wszystko się posypie. Kiedy lądujesz w szpitalu psychiatrycznym, kiedy odchodzi partner, kiedy nie da się już dłużej udawać.
I nie, to nie znaczy, że wcześniej „nie chciałeś”. Czasem po prostu nie da się szybciej. Psychika dojrzewa do pewnych rzeczy tak, jak rany goją się po swojemu. Nie przyspieszysz.
Ale wiesz, że coś się zmienia, kiedy przestajesz pytać: „Dlaczego ja i zaczynasz pytać: co teraz mogę zrobić?
A co z emocjami?
Można rozumieć coś logicznie, a emocjonalnie nadal być w rozsypce. Wiesz, że masz chorobę. Wiesz, że to nie Twoja wina. I mimo to… masz żal. Masz lęk. Czujesz się jak ktoś inny. Może nawet masz wrażenie, że straciłeś siebie. Nie jesteśmy robotami, którym wystarczy „przeprogramowanie”. Akceptacja wymaga przeżycia emocji, które do tej pory były zamiatane pod dywan.
Złość. Smutek. Wstyd. Samotność. Wszystkie te uczucia, które na pierwszy rzut oka wydają się „niewygodne”, są w rzeczywistości… drogowskazami. Pokazują, gdzie boli. Gdzie coś trzeba zobaczyć, nazwać, objąć.
Dlatego czasem pomoc psychoterapeuty to konieczność, bo nie chodzi tylko o to, żeby zaakceptować chorobę jako fakt medyczny. Chodzi o to, żeby pogodzić się z tym, co ona zmieniła – w Tobie, w Twoim życiu, w relacjach.
Co pomaga? Strategie z życia, nie z poradnika!
No dobrze, a teraz do konkretów. Bo teoria teorią, ale jak żyć z tym wszystkim? Poniżej kilka rzeczy, które naprawdę pomagają – i to nie tylko z perspektywy specjalistów, ale przede wszystkim samych osób chorujących
- 1. Zbuduj swoją drużynę!
Nie musisz mieć tuzina ludzi wokół. Wystarczy jedna osoba, której możesz ufać. To może być terapeuta, przyjaciel, ktoś z grupy wsparcia. Ktoś, kto nie ocenia, ale jest.
- 2. Zaplanuj codzienność!
Rytm dnia daje poczucie bezpieczeństwa. Nawet jeśli nie wszystko działa perfekcyjnie – wiesz, co robisz rano, w południe i wieczorem. To działa jak kotwica w chaosie.
- 3. Ucz się choroby, ale nie obsesyjnie!
Znasz swoje objawy? Super. Ale nie daj się wciągnąć w wieczne szukanie objawów… Twoje życie to nie Internet. Czasem lepiej iść na spacer niż przeczytać 15 forum czy grupy o lekach i chorobach.
- 4. Daj sobie prawo do odpoczynku!
Nie musisz być produktywny 24/7. Choroba psychiczna to też zmęczenie, obniżona energia. To OK. To nie lenistwo – to część procesu.
- 5. Świętuj małe rzeczy!
Dzień bez lęku? Spotkanie z kimś bliskim? Ugotowana zupa? To są sukcesy. Serio. Nie czekaj na „wielkie przełomy”, żeby się cieszyć.
Wiesz, co jest najpiękniejsze w akceptacji? Że nie kończy się na „przyjęciu” choroby. Ona otwiera przestrzeń na coś więcej.
Na zrozumienie siebie. Na kontakt z emocjami. Na inne spojrzenie na świat – często głębsze, bardziej empatyczne, mniej powierzchowne. I nie, nie chodzi o romantyzowanie cierpienia. Chodzi o to, że jesteś czymś więcej niż tylko swoją diagnozą. Że masz prawo być całością – ze swoimi trudnymi emocjami, swoją wrażliwością i swoją siłą.
Czy akceptujesz swoją chorobę psychiczną? Wiesz, co musisz robić, by osiągnąć swoje cele? Nawet z chorobą psychiczną?